Pełna zapału ale chyba nie do pracy, poprosiłam Cathy aby przyprowadziła mi również Twistkę z pastwiska skoro i tak szła po konia. W tym czasie zdążyłam wypić herbatkę i znieść sprzęt na stanowisko do czyszczenia. Akurat moja kobyła zdążyła przyczłapać do stajni. Już na wejściu błyszczały w moją stronę wielkie czarne ślepia. Oooooooo, jeny jaka ona jest ładna.
Ucałowałam różowy nochal i zabrałam się za czyszczenie wielkiej błotnej skorupy, wcale lekko nie było. Wyglądała jakby szczotki nie widziała przez dwa tygodnie, choć prawda była zupełnie inna. No nic, czyszczenie i siodłanie zajęło mi tylko 40 minut. Potem wsiadłam przed stajnią i na rozstępowanie pojechałyśmy na spacerek, po 15 minutach dałyśmy radę gdzieś ulokować się na placu wśród innych 5 koni. Nie wiem czy wspominałam ale nie lubię jeździć w kilka koni, bo zamiast skupiać się na tym co mam pod sobą, obserwuje pozostałe konie. Tak też było tym razem. Dlatego stwierdziłam, że łatwiej będzie po prostu rozruszać się niż katować nowe elementy.
Po rozstępowaniu, jeszcze chwilę pojeździłam stępem roboczym potem przeszłam do kłusa. O jak jej się nie chciało ! Dawno nie była taka ociężała i klockowata. Czyli plan na tą jazdę już wysunął się na samym początku. Lekkość i jezdność ! Rozgrzewka w kłusie opierała się na zmianie ustawienia na kole i ścianach, dużo pracy u góry i na dole. Potem w zasadniczej przeszłyśmy do drągów ustawionych na serpentynie. Zadaniem było pilnowanie wygięcia i nacisku na zewnętrzną łydkę i lepszego oparcia na zewnętrznej. Po kilku udanych najazdach na drągi pochwaliłam babsko, po czym zmieniłyśmy ćwiczenie na drągi na kwadracie. Czyli moje ulubione ćwiczenie, najazdy ciasne, w ustawieniu na wprost, ze zmianami kierunków i zawsze najazdem z innej strony na drogi. Po takiej 10 minutowej pracy, postępowałam w celu chwili wytchnienia w żuciu z ręki i zaczęłyśmy pracę w galopie ale na dużym kole.
Po rozgrzaniu w galopie, pracowałam nad wygięciem do wewnątrz i zewnątrz na zmianę, aby ją troszkę rozruszać pod względem elastyczności. Potem dodałam zmniejszanie koła i zwiększanie od samej łydki, czuwając nad stabilnością zewnętrznej wodzy. Fajnie to już wychodziło, widać było, że młoda z jazdy na jazdę robi się co raz mocniej wyczulona na pomoce i impuls. Duży plus Rudzinko ! Starałam się nie katować jej w galopie i nie zniechęcać do ciężkiej pracy, jako, że jest to młody koń. To i tak fajnie współpracuje z człowiekiem. W pracy uspokajającej wróciłam do jazdy po całym placu ze zmianami na przekątnych czyli robieniem kopert. Twistka poprawiła się, lżej się niosła, była bardziej jezdna w kłusie i aktywniejsza zadem. Nawet czułam, że łapiemy fajny i RÓWNY rytm. Pochwaliłam babeczkę i wygłaskałam. Popuściłam popręg i wróciłam do aktywnej jazdy w stępie, rozstępowując konia. Zeszłam, popuściłam jeszcze dwie dziurki i powoli zmierzałyśmy w stronę stajni. Zarzuciłam rudzince wodze na szyję, dałam smaczka i poszłyśmy krok w krok do stajni. Zdążyłam spalić papieroska, a młoda tylko nastawiała nosa i pochrapywała na dym. Zaśmiałam się.
W stajni rozsiodłałam, zlałam nogi zimną wodą i nałożyłam kalosze przed wypuszczeniem na pastwisko. Ale nie mogłam pominąć iskania mnie po głowie, za co musiałam porządnie ją wydrapać pod szyją i po zadzie, aż Twistka podnosiła jedną nogę. Ma tak w zwyczaju przy drapaniu w ulubionych okolicach :3 Dałam ostatniego smaczka i wyrzuciłam gówniarę na pastwisko do stada. Fajne mam teraz te młodziaki, pozostało tylko pracować z nimi regularnie i powoli zacząć wystawiać na arenie sportowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz