sobota, 30 czerwca 2018

Pożegnania bywają trudne.


Rok 2018 nie zaczął się dla nas łaskawie. W zeszłym roku pod konie sierpnia zapadła decyzja o roztrenowaniu, wiele z naszych koni miało długie sezony startowe jak i stado nam się licznie powiększyło. Zapadła decyzja o zredukowaniu ilości koni i wysłaniu do nowych domów, nawet tych najlepiej rokujących. Postawiliśmy na hodowlę i zostały głównie młode konie naszej hodowli i stara gwardia

Emeryci zostali na cały rok przeniesieni na pastwiska, zaś pozostałe konie w stałym, ale lżejszym treningu a młodziaki z kolei wzięte w wysokie obroty. W celu przygotowania ich na sezon halowy 2018. Tak minął nam niespełna rok. Teraz wracamy do życia, zmotywowani i chętni na kolejne starty. Konie zdecydowanie odpoczęły psychicznie, większość z nich w końcu mogła cieszyć się rutynom, rutynom spędzania każdego dnia na pastwisku i brudzenia się w błocie do woli.  Bez presji ciągłych wyjazdów i startów. Też nasze klacze mogły odsapnąć, szczególnie te, które użytkowane były w hodowli jak i aktywnie w sporcie.

Niestety jak wspomniałam wcześniej rok 2018 nie zaczął się dla nas łaskawie. Pożegnaliśmy już w pierwszej połowie roku, dwa bardzo dobre i wspaniałe konie. Pierw zimą zaczął nam chorować *Candyman, starość powoli o sobie przypominała. Wykluczyliśmy go już wcześniej ze startów przez wzgląd na pogarszający się stan zdrowia. Cukiereczek od kilku lat chorował na raka skóry - miał czerniaka. Jednak przez długi okres komórki rakowe były w uśpieniu. 
Po lecie 2017, jesienią stan zdrowia znacznie się pogorszył. Zaczął chudnąć w oczach i pojawiły się problemy z oddychaniem przy niewielkim wysiłku takim jak rozprężenie, a konkretniej pierwszych kłusach. Po wnikliwych badaniach okazało się, że Candyman ma przerzuty na oskrzela i stąd wynikały problemy z oddychaniem. 
Dołożyliśmy wszelkich starań aby stworzyć mu komfortowe warunki do życia. Wybudowaliśmy dobrze wentylowane boksy angielskie, zmieniliśmy ściółkę i każdą pasze miał moczoną. Jesień do końca przebiegła bez niespodzianek jak i początek zimy. Stan fizyczny poprawił się, a cukiereczek przybrał na masie.  Jednak w lutym niespodziewanie pożegnaliśmy Candymana. Tak jak zawsze, przez całe życie lubił wylegiwać się w boksie po treningach tak i robił to zawsze w porannych godzinach przed porą karmienia. Dopiero odgłos sypanej paszy do żłobu był wyznacznikiem ruszenia zadu w górę. Niestety, pewnego ranka już Candy się nie obudził i nawet owies sypany do żłobu nie wybudził go ze snu. Po sekcji zwłok udało się ustalić, że przyczyną był zawał serca.

Długo dochodziliśmy do siebie, a kiedy już myśleliśmy, że wszystko będzie dobrze bo wiosna i chęci się pojawiły w całym teamie. Doszło do kolejnej tragedii. Byliśmy zmuszeni do uśpienia naszej *Casablanci. Zasłużonej 12latce, królowej parkurów i wybitnej matce. Casa była koniem, który zawsze dawał nam powody do radości. Niestety tym razem dała nam jeden wielki powód, lecz do smutku.  Po wypadku w czasie treningu, zostaliśmy zmuszeni do uśpienia klaczy. W czasie lądowania ze stacjonaty de facto 100 cm, klacz się potknęła i złamała dwie przednie nogi. Prawą w nadgarstku zaś lewą w 3 różnych miejscach, do tego zerwanie mięśnia międzykostnego oraz zerwanie ścięgna zginacza głębokiego.  Decyzją wspólną podjęliśmy się próby ratowania klaczy. Po operacji nastąpiły kolejne powikłania i zapadła trudna, ale przemyślana decyzja. Casablancę poddaliśmy eutanazji. 

W tak krótkim czasie pożegnaliśmy dwa bliskie nam konie. Konie które zasłużenie reprezentowały naszą stajnie i hodowlę. Niestety mimo naszych planów i zapewnienia godziwej emerytury na pastwiskach, nie udało się...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz