- Arab wstawaj !
- Nie, jest środek nocy !
- Arab ! Nosz k#*$a ! KOLKA !
Zerwałam się prędko z łóżka, zarzuciłam dres na piżamę i polar, po czym zaczełam biec jak szalona. Nie pytałam jaki koń, leciałam na oślep do stajni. w głowie miałam natłok informacji, które wertowałam aby dociec jaki koń mógłby zakolkować. Największe prawdopodobieństwo to, któryś ze starszych *Gert 17letni, *Demolition 18latek tak jak *Candy Man lub moja ukochana *Regalka. Leciałam na łeb na szyje, już przy stajni dostrzegłam samochód weta i trailerkę w pogotowiu do kliniki. Przy boksie numer 19ście stał Steve z Teresą a Cathy pomagała weterynarzowi i jego asystentce. Zrobiło mi się czarno przed oczyma, a w stajni panowała niespotykana cisza i napięcie było czuć w powietrzu. Konie nawet nie parskały, nie mieliły dziobami a u ogierów nie było słychać kwików za krat boksu czy kopania w ścianki.
Regalka patrzyła na mnie swoimi pięknymi czarnymi oczami i lekko iskała kropkowanymi chrapkami. Widać było, że jest zmęczona, ale nadal miała w sobię tą iskierkę, którą dostrzegłam w 2001 roku u 5letniej klaczki. Ciężko było mi na nią patrzeć jak powoli gaśnie.
- Co się dzieje - wydukałam i zmieniłam Cathy przy Regalce
- Kolka - wet szybko mi odpowiedział
- A usg ? Klinika ? - zapytałam załamującym się głosem
- Nie zdążymy, ale możemy spróbować
- JAK TO NIE ZDĄŻYMY ?! To niespełna godzina drogi, szybkim tempem dojedziemy w 40 minut
- Arab, usiądź i posłuchaj... proszę - Marco patrzył na mnie błagalnym wzrokiem
Diagnoza była jedna, kolka przyczyną zapchania. Zrobił się zator okrężnicy spowodowanym guzem, który rozrósł się w szybkim tempie. Możliwa operacja, ale nie dająca gwarancji i tylko 10% szans na przeżycie... Rozpłakałam się w niebogłosy, nie wiedziałam co robić, drugi weterynarz był w drodze. Poszłam się przejść na papierosa w oczekiwaniu na dokładniejszą diagnozę. W przeciągu 15 minut było wszystko wiadome. Martwica okrężnicy, nie do odratowania u tak starego konia. Niby była jeszcze w sile wieku, bo 21 lat nie jest wiekiem ściśle emerytalnym, ale ze względu na jej poprzednie warunki i problemy czy wyniszczenie, nie było szans na odratowanie.
Nie wiedziałam co robić, została mi tylko ona. Dzięki niej stworzyłam stajnię, była już ze mną w SKS Spyro razem z Camparim, który odszedł na zielone pastwiska kilka lat temu mimo znacznie młodszego wieku... i to właśnie dlatego byłam z nią tak zżyta, została tylko ona i ja z naszego trio. Ona założycielka linii hodowlanej, największa duma i przyjaciółka. Koń który oddał mi serce. Teraz miałam się z nią pożegnać. Popatrzyłam na ludzi w stajni wszyscy spuścili wzrok w ziemię, Cathy nie kryła łez bo przecież to był jej pierwszy wierzchowiec tak jak i Merry, na którym stawiały swoje pierwsze kroki na arenie sportowej. Nauczycielka, która pokazała jak iść przez drogę sportową w duchu walki fair play. Nie raz powodowała wściekłość we mnie czy innych osobach jak to KRÓLEWSKA PANI, alfa i omega, królowa matka całej stajni. Ale nie mogłam uwierzyć, że będzie nam dane się rozstać już za chwilę. Podeszłam do niej i wtuliłam w sierść karą w siwiźnie. Uwielbiałam jej kolorystyczny miszmasz.
- Jak długo ? - wyszeptałam przez zaciśnięte zęby
- Dostała teraz leki przeciw bólowe, możecie się pożegnać...
- Ile ? - spojrzałam w jej oczy
- Coś koło półgodziny, potem nawet przeciwbólowe przestaną działać
Zarzuciłam jej derkę i wyszłam powolnym krokiem na zewnątrz, była piękna pogoda, gwieździste niebo, zero wiatru a temperatura koło 16 stopni. Tak jakby ta ostatnia noc miała być piękna i wcale nie powodować olbrzymiego bólu w moim sercu. Psy zostały w stajni, jak nigdy nie pobiegły za mną. Przeszłam się z nią kawałek w stronę jej ukochanego pastwiska, tam gdzie mogła przez ostatnie kilka lat dyrygować wszystkimi i ustawiać po kątach ''swoje dzieci''. Tak, każdego konia traktowała jak swoje dziecko, była czuła i miła, ale też stanowcza. W drodze na wybieg postawiła uszy i łypnęła okiem na mnie jakby chciała powiedzieć '' Arab naprawdę mogę spędzić noc na pastwisku ? Ale lata nie ma jeszcze''. Była trochę zdziwiona ale przybrała energicznego kroku. Zaśmiałam się przez łzy. Na pastwisku puściłam ją i przyglądałam jak postawiła kitę i zaczęła sztywno kłusować, parskając w niebo. Uśmiechnęłam się wiedząc, że mimo bólu jest szczęśliwa i nie czuje dużego dyskomfortu przez chwile po lekach. Po 5 minutach przybiegła do mnie i stanęła zaczepiając mnie chrapkami. Delektowałam się tą chwilą bo wiedziałam, że jest ona naszą ostatnią. Regalka zaczęła spoglądać na brzuch i grzebać kopytem, tak leki przestają działać. Zadzwoniłam szybko po ekipę do stajni, wszyscy przybiegli w przeciągu kilku minut. Kara zdążyła w tym czasie położyć się na ziemi, usiadłam obok niej i czekałam na pomoc. Dostała szybko leki przeciwbólowe i uspokajające
- Nie ma sensu, na siłę ją utrzymywać przy życiu, kolejne 15 minut nic nie pomoże...
- Jesteś pewna ?
- Tak - spojrzałam na klacz, która położyła mi głowę na kolanach - Pożegnałyśmy się już...
Cathy znowu zaszlochała, Teresa powstrzymywała łzy cieknące po policzkach. Każdy podszedł i pogłaskał Królewską Pani, która zdawała się już nie czuć bólu a delikatnie przysypiać. Został ostatni zastrzyk, ukojenie dla mojej przyjaciółki. Zacisnęłam zęby i mówiłam do niej cały czas, że jeszcze się spotkamy, że zaopiekuję się jej dziewczynkami i będzie wszystko dobrze. *Regal Black Lady zamknęła oczy, parsknęła z ostatnim oddechem i odeszła... Resztę nocy spędziłam przy niej, rano ją zabrali. Jednak jej serce spoczywa na terenie Grand Prix Stud gdzie spędziła swoje lata życia u mojego boku, jako moja największa duma i miłość.
Mimo, iż nie była wybitnym koniem sportowym, ale była i będzie najwspanialszym koniem na świecie... Teraz gdzieś galopuje wraz z moim ukochanym Camparim na zielonych pastwiskach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz