czwartek, 17 listopada 2016

Przyjazd młodych paszczaków

  Nadszedł ten dzień, kiedy z pastwiska miały przyjechać, długo wyczekiwane maluchy. Długo czekałam na każdego z nich aż przyjdą na świat, na każdego przypadało 11 miesięcy aby naciszyć się nimi tylko pół roku. Czemu tylko pół roku ? Ponieważ nasz plan hodowlany zakłada odsadzenie źrebiąt właśnie w tym wieku i wywiezienie ich na pastwiska, gdzie biegają w stadach z innymi rówieśnikami czy maluchami, tej samej płci w przedziale wiekowym do 3 lat. W między czasie obserwujemy ich rozwój psychiczny, dzięki czemu staramy się zwozić konie w optymalnym dla ich rozwoju czasie. Na co dzień maluchy są pod opieką wspaniałej kadry ludzi, która pokazuje im,że człowiek nie gryzie i jest przyjazny. Co jest niezwykle ważne w młodym wieku konia, aby potem był skłonny do kontaktu z człowiekiem a pracę traktował z ciekawością. 

   Dlatego już za źrebaka, przyzwyczajane są do zabiegów pielęgnacyjnych, kowala czy zwykłych spacerów, przekraczając 2 r. ż. zaczynają intensywniejszą pracę, jak regularny ruch na lonżowniku przygotowujący do dalszego treningu. Oczywiście zadania stawiane są im odpowiednio do rozwoju fizycznego i psychicznego. Jednak w pierwszej fazie trzymamy się zasady praca po przez zabawę, szczególnie z maluchami aby ich nie zniechęcać do kontaktu z ludźmi i wszelkich zadań im stawianych na drodzę. Stawiamy na psychikę i rozwój maluchów pod każdym kątem. Na przykład wyjątkiem był *Crusander, który przyjechał do nas już w wieku 2,5 roku. Od narodzin przejawiał duże zainteresowanie człowiekiem i chęcią współpracy. Rozpoczynając wstępną pracę w wieku dwóch lat, zaczął szybko przybierać na masie mięśniowej i zdawać się mogło, że nie jest już gówniakiem brykającym po pastwisku. Z innymi ogierkami się nad zwyczajniej nudził. Zdecydowałam, że szybciej pojawi się w GP Stud i rozpocznie pracę. Co było dobrym posunięciem, zważając na jego szybkie i liczne sukcesy... Ale nie o nim miałam pisać, odbiegłam znacznie od tematu :)

   Ja czekałam na kolejną trójeczkę, która jeszcze została na pastwiskach kiedy gniady przyjechał do nas. Marco wraz ze Steavem wyjechali z samego rana, przed nimi była tylko godzinka drogi,ale nigdy nie wiadomo ile na miejscu zajmie załadunek. Oboje wzieli koniowozy, bo zdecydowałam, że Siwka lepiej też będzie mimo samego, przewieźć ''większą puszką'' niż niepotrzebnie wywoływać stres klaustrofobiczną przyczepą. Już po dwóch godzinach od ich wyjazdu dostałam telefon:
- Arab, powiec Ty mi do ch*ja coś ty wyhodowała ! - darł się na mnie Marco, nie wiedziałam o co mu chodzi, a nie mogłam się tam zjawić, z racji przygotowań do zawodów i całej masy pracy na miejscu oraz treningów sekcji sportowej. Więc musieli sami sobie poradzić, nie żeby chodzili od kilku dni i mówili jakie to mają doświadczenie z młodymi końmi a szczególnie transportem.
- Co jest znów nie po Twojej myśli kochanie ? - spytałam, sądząc, że przesadza (jak zwykle).
- Ta Twoja nadzieja hodowlana, czemu jej nie dałaś w trening jak wszyscy mówiliśmy ?! 
- Nie jest chyba tak źle ?
- Jak to k*r*a nie ?! - tym zakończył,naszą krótką rozmowę i przyznam,że dawno nie słyszałam go tak wkurzonego. Ale powracając do mojej nadziei hodowlanej, to wspomnę o niej jak temat się rozpoczął. Podobnież wyhodowałam potwora, połączyłam dwa naprawdę wspaniałe z charakteru konie, wybitne w swoich dyscyplinach. Na świat przyszło piękne maleństwo,długo nogie, izabelowate o wielkich czarnych oczach. No cudo ! Owszem potem okazało się, że ma też rogi i swoje humorki, ale jak to źrebię no takie zaczepne bywają. Uciekała, gryzła i kopała, uznałam to za brak przestrzeni czy rówieśników skorych do zabawy bo Monti jakoś nie chętnie się z nią bawiła. Wywieźliśmy maluchy, miały być czyszczone, werkowane itp. Jak się okazało, Khaillie Theodore przez pierwsze 3 tygodnie na pastwiskach nie dała się w ogóle dotknąć a co dopiero złapać, z Monti nie było problemów, a Siwek jak to siwek zawsze miał rozum. 

   Wszyscy skarżyli się na małą Khaillie, każdy dostał kilkanaście kopniaków, pogryzieni od stóp do głów i sponiewierani jak przez stado dzikich ogierów. Każdy poddał się, ze względu na własne życie i ją zostawili w spokoju, chcieli domagać się odszkodowania na psychologa bo podobno w ten sposób też ucierpieli :p Marco powtarzał abym sprzedała ją w cholerę, co skończyło się awanturą i cichymi dniami. Koniec końców, koń został i nikt się nią nie przejmował, mogła sobie bytować z dala od człowieka. Dla niej człowiek równał się z jedzeniem, to wtedy nie atakowała przynajmniej. Kiedy nadchodził czas kowala była na głupim jasiu i sedalinie aby nie zabić nikogo. No i tak mała żyła sobie aż do niedawna. Na pozostałe maluchy nigdy nie mogłam narzekać ani nikt się na nie nie skrażył. 

   Powracając do tematu bo ciągle odbiegam. Zrobiłam jeden trening i postanowiłam zadzwonić ponownie do Marco , odbił połączenie więc poszłam na kawę i papierosa. Pół godziny później oddzwonił ale Steave.
- Hej Arab, my już jedziemy a przynajmniej ja już wyjechałeś z L'etitiude bo to stanie w trailerce go denerwowało
- To ile on tam stoi właściwie ?
- Godzinę stał...- zamilkł na chwilę - Wiem, że długo ale Marco Ci wytłumaczy dlaczego, sytuacja awaryjna
- Nie skomentuje tego, specjaliści. Do zobaczenia na miejscu - rozłączyłam się lekko zdenerwowana, bo nie po to wychowujemy maluchy bez stresowo aby ich druga podróż w życiu była mękką, zwłaszcza, że to niespełna godzina drogi. No nic, poszłam na kolejną kawę,po drodzę przydzieliłam konie dziewczyną z sekcji i kazałam iść z nimi na spacer aby trochę rozchodzić konie i upuściły z energii. po 30 minutach dostałam sms'a z treścią 
'' Nie dzwoń, już jadę do stajni''
   Aha,czyli w skali od 1 do 10, była mocna 9 na płaszczyźnie marcowego zdenerwowania. W takich momentach tęskno mi za Piotrkiem,który to miał nieskończone pokłady cierpliwości za równo do mnie jak i koni. Zajełam się drobnymi robotami, obeszłam pastwiska przy okazji sprawdzając stado chłopaków czy się nie pozabijali. Żyli, grzeczni, jak widać *Candy Man ich ustawił wszystkich odpowiednio :) Nie zauważyłam nawet jak wjechał srebny koniowóz na teren stadniny
- Pani Arabio ! Koń nowy jakiś przyjechał ! - ktoś krzyczał ze stajni
- Wiem ! - przybiegłam szybko, to był Steave, nawet nie wyglądał na niezadowolonego. Kiedy podchodziłam do wozu, on już opuścił trap i wszedł do środka po konia. Chwile później moim oczom ukazał się rosły, siwy ogier z bujną lecz po kołtunioną grzywą (bo jak inaczej na pastwiskach :<).Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczyma i zarżał w stronę pastwisk. Tak to był mój mały Leti ! Szybko go przejęłam aby Steave mógł odstawić samochód. Pogłaskałam go i zabrałam na spacer po całej stajni, kobyły na pastwiskach były poruszone i dziko podniecone nowym, męskim nabytkiem, zaś chłopaki zauważyli nowego kompana do zabawy. Podeszłam z siwciem do nich aby się powąchali,bacznie obserwując. standardowe rżenie, piski i kwiki ale bez tupania i kopania, więc myślę, że będzie ok. Gdy Leti wysechł po podróży z potu, zaprowadziłam go do stajni, gdzie stało kilka koni przed treningiem. Porozglądał się i bez oporów zaczął od razu skubać sianko. Chwile po zajechał Marco czerwonym mercedesem. TAK !!!! Moje dziewczynki przyjechały! Samochód już z daleka dziwnie się bujał i zawieszenie całe ''skakało'', aż mnie to zszokowało. Gdy podjechał bliżej słychać było kwiki i kopanie w ścianę. Marco wyglądał na bardzo wkurzonego i rzucił mi tylko wymowne spojrzenie. Poszedł od razu do trapu a do mnie krzyknął, abym wzieła uwiąz z łańcuszkiem i mu podała. Parę minut później wyprowadził, dużą, ciemną kasztankę, pięknie malowaną ! Aaaaaaa ! Monti tak wyrosła i się zmieniła, że nawet nie wiedziałabym, że to mój koń. Ale kiedy opuściła przyczepę,kwiki i kopanie stały się intensywniejsze. Kurczę. Dałam ją dziewczyną do stępowania,a sama czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Nie myliłam się, Marco wyleciał z koniowozu trzymając konia, wysoką izabelkę. Tak zdecydowanie to była Khaillie, opuszczając trap ostatnią nogą, zaczeła ochoczą serię bryków i ciągnąć w kierunkiu Monti. Kiedy się obok niej znalazła pierw się wytarła i zaczeła za nią caplować. 

  Steave przejął izabelkę i zabrał ją na stępa na halę, aby uspokoiła się w zamkniętym otoczeniu, a Monti jej towarzyszyła, spokojnie stępując i obserwując przyjaciółkę. Ja poszłam do Mareckiego, który odstawił samochód na parking, zrobiłam mu też kawę, aby nam łatwiej rozmawiało i dowiedzieć się co właściwie się tam działo.Bo nikt nie miał zadowolonej miny.
- Arab, nie wyobrażasz sobie co to było. Pierw łapaliśmy ją na padoku przez godzinę w pięć osób
- Jak to na padoku ?
- Spędzili stado klaczek, wyprowadzali pozostałe kobyłki aby została sama i ją łapaliśmy. Od razu trzymając ją w trzy osoby podaliśmy sedalin. Poczekaliśmy aż zacznie działać i od razu do trailerki. Monti i Leti czekali grzecznie w boksach. No i początkowo bawię się z nią aby weszła na trap, przodami nie było problemów, ale tyły to zapomnij ! Mimo uspokajaczy kopała i szczurzyła się zębami na mnie. Steave zaczął mi pomagać, ale dalej bez skutku. Kiedy w pięć osób ponownie wepchneliśmy ją na trap, odstawiliśmy ją na chwile do boksu. Pomyślałem, że jak przetworzy informacje to szybciej pójdzie po chwili przerwy. Wszedłem z Monti do wozu,bez problemów zajeło jej to 15 minut, ale ciekawa była co było w środku. Wyprowadziłem, a Steave w tym czasie zapakował L'Etitiude i dał mu siana. 
- No dobrze, a co dalej ? Nie zapowiada się tak źle
- Nie ? Twój koń sprzedał mi kopa jak ją wyprowadzałem z boksu, nawet nie w środku ! Walczyliśmy z nią z godzinę, unikając serii morderczych kopniaków w stronę głowy. Co trzeba jej przyznać jest wygimnastykowania. Po godzinie i 15 minutach zapakowaliśmy ją, szybko przywiązując i zamykając z prędkością światła. Monti wręcz wskoczyła za drugim razem, zamknąłem i zabezpieczyłem i czym prędzej ją przywiozłem tutaj.
- Oj misiu...
- Nie misiu, więcej nie wożę tych młodych koni, a teraz wybacz idę pod prysznic i daj mi chwile spokoju - no i wyszedł, wzruszając ramionami. Trzasnął drzwiami od łazienki i poszedł się kąpać. Zeszłam do stajni, konie były już sciągnięte z pastwiska. Poszłam obejrzeć maluchy. Monti wydaje się wiecznie zadowolonym koniem, zaś Khaillie odesłała mnie ostrzegawczym kwikiem z dala od jej boksu. 

 To będzie trudny, długi i ciężki trening... Czas wykupić lepsze OC i AC :)






2 komentarze:

  1. Karenka powraca! Na razie z hipodromem (który sie troche buntuje :p) ale jednak ;) zapraszam więc na wyścigi tak na szybki początek :D
    Hipodrom Lapeu już działa!
    (http://hipodrom-lapeu.blogspot.com/ )1

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Serdecznie zapraszam na otwarcie Rosente Equestrian - czekają zawody i teren :)
    http://rosente-equestrian.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń